Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków
Dziś na warsztat wjeżdża powstała w 1998 roku w Łodzi – Coma. Zespół skrajnych uczuć. Przez jednych uwielbiany, przez innych znienawidzony, ale o tym później. Comę poznałem będąc w liceum za sprawą kolegi z klasy, czyli jakoś bardzo niedługo po wydaniu debiutanckiej płyty – około 2004 roku. Zespół szybko zdobył dużą popularność dzięki tej płycie i znał go chyba każdy nastolatek. Jak na polskie warunki, to na prawdę trzymali wysoki poziom muzyczny. Świetna zarówno linia rytmiczna jak i wokal. Śmiało mogę powiedzieć, że był to jeden z najlepszych polskich zespołów muzycznych. Pierwsza płyta zawierała takie hity jak „Leszek Żukowski”, tytułowe „Pierwsze wyjście z mroku”, czy „Zbyszek”, z których to utworów teksty były często cytowane w opisach na Gadu-Gadu . Minęło 2 lata od debiutu i wyszła kolejna petarda: „Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków”. Płyta moim zdaniem genialna, spójna, zrównoważona i najlepsza w dorobku Comy. Wtedy słuchanie Comy stało się wręcz modą. Co oczywiście odbiło się czkawką w postaci zarzucania słuchaczom spuszczania się nad „pseudo-poetyckimi tekstami Comy” i żartobliwie był przyrównywany do niedawno wtedy powstałego, mocno popularnego wśród młodszych słuchaczy, dzięki radiowej promocji, popowego zespołu Feel . Ja, jak już wiecie: do tekstów wagi większej nie przywiązuje, więc kompletnie mnie to nie ruszało . Muzyka Comy zawierała elementy muzyki progresywnej, a że na ten okres przypadał u mnie początek fascynacji muzyką progresywną – Coma wskoczyła idealnie. Później przyszedł okres studiów, to i intensywny czas koncertów. Nawet nie jestem w stanie policzyć ile razy byłem na ich koncercie. Myślę, że uwzględniając wszystkie festiwale, śmiało mogło to być nawet z 10 razy. I właśnie wtedy wyskoczyli z płytą Hipertrofia. Płytą, tą zdobyli sobie jeszcze większą popularność, jednak mi kompletnie nie przypadła już gustu. Stała się rozlazła, monotonna, „radiowa”, przez co kompletnie mało konkretna. Praktycznie w ogóle do niej nie wracam. Z każdą kolejną płytą było już coraz gorzej. To już była równia pochyła tego zespołu. Wokalista – Piotr Rogucki – wykorzystał ostatnie 5 minut popularności i zaangażował się w solowe projekty, którymi zadowalał smętnymi utworami raczej tą żeńską część publiczności. Zaczął się angażować w jakieś mainstreamowe projekty typu juror w Polsacie w programie „Must Be the Music. Tylko muzyka.”, co przekreśliło całkowicie jego poparcie alternatywnej części publiczności. Rok temu (w 2019 roku) po 21. latach działalności Coma zawiesiła swoją działalność. A Was zostawiam ze „starą, dobrą Comą”.