Opeth w A2
Trochę zaległy post, ale w końcu zebrałem się do jego napisania. 17. września 2022 Opeth wraz z supportem w postaci The Vintage Caravan odwiedził wrocławskie A2. Z wielkimi nadziejami oczekiwałem tego koncertu, lecz z kupnem biletów wstrzymywałem się dosyć długo. Wiecie: sytuacja niepewna, pełno koncertów poprzesuwanych, poodwoływanych. Nie wiadomo co rządzący wymyślą, a lepiej nie mieć uwięzionej kasy w postaci dobra, które nie wiadomo kiedy zostanie skonsumowane.
Najpierw o samej miejscówce: A2 to przearanżowana jakaś hala produkcyjna na miejsce koncertowe. Akustyka może nie jest idealna, ale i tak lepiej niż we większości miejscówek we Wrocławiu. W sumie jakby obiektywnie spojrzeć to nie ma chyba nic lepszego tego rozmiaru. Dużym plusem koncertów w A2 jest to, że kupując bilet elektroniczny na wejściu dostaje się bilet kolekcjonerski. Nie wiem czy jest to reguła, ale na ostatnich kilku koncertach, na których tam byłem, panowała właśnie taka zasada. Ludzi nie było jakoś ekstremalnie dużo, ale też nie było pustek. Raczej średnia ilość.
The Vintage Caravan – to jakiś po prostu islandzki rock powstały w 2006 roku. Jak dla mnie kompletnie nijaki i niewyróżniający się niczym. Ich chyba najbardziej znany utwór Expand Your Mind zajeżdża lekko jakimś takim Dio – Holy Diver. Kolejny – On The Run – jakimś takim typowym rockowym utworem z radia. No dobra, może nie są najgorsi i dla przeciętnego słuchacza będą spoko i fajni. Ale ja szukam w muzyce czegoś więcej, niż poprawnego utworu.
No i w końcu Opeth. Zespoł, którego chyba nie trzeba przestawiać komuś, kto miał chociaż krótką przygodę z progressive metalem. Pochodzący ze Szwecji i powstały w 1990 roku progressive (death) metalowy band. To band, który gra delikatne brzdąkanie na gitarze akustycznej z delikatnym wokalem, żeby zaraz wjechać z głębokim growlem i blastami. Utwory są w większości przypadków bardzo dobrze skomponowane. Dynamika duża, więc nie męczy ucha. Po prostu przyjemnie się tego słucha. Niestety panuje tam jakiś dziwny trend, który powoduje, że każda kolejna płyta (no może poza Blackwater Park) jest właściwie gorsza od poprzedniej. Najnowsze płyty są dla mnie już całkowicie ciężkostrawne. Odchodzi się od tego pięknego połączenia na rzecz utworów bardziej balladowych. I to jest właśnie to, co zastałem na koncercie. Jak dla mnie to za dużo nowych utworów kosztem starych. Zawiodłem się. Zastanawiałem się po koncercie, czy coś jest ze mną nie tak, czy z Opethem, którego zawsze bardzo lubiłem. Jednak, kiedy puściłem sobie starsze utwory, stara miłość do Opetha jeszcze się rozpaliła. Uwielbiam po prostu starsze płyty. Pytanie czy będę chodził dalej na koncerty?