Apocalyptica w Hali Stulecia
Jakimś wielkim fanem Apocalyptiki nie jestem i nigdy nie byłem, ale zawsze gdzieś tam się przewijała. Sam zespół powstał w roku 1993 w Finlandii przez czterech wiolonczelistów. Nazwa moim zdaniem mocno nawiązuje do zespołu Metallica, szczególnie, że debiutancki album Plays Metallica by Four Cellos zawiera właśnie utwory Metalliki zagrane na wiolonczelach. Więc ja, jako wielki fan Metalliki w czasach gimnazjalno-licealnych nie mogłem przejść obok tego obojętnie. Później dołączył perkusista. To jest właśnie wyróżnik tego zespołu. Wiolonczeliści? Metal? Tak! I to z całkiem niezłym skutkiem.
Kiedy pojawiła się możliwość wybrania się na koncert we Wrocławiu w Hali Stulecia to nabyłem bilety. Koncert miał się odbyć już dużo wcześniej, ale przez obostrzenia związane z pandemią został przesunięty na 12.10.2022. Przed koncertem przesłuchałem sobie kilka nowszych albumów, żeby zobaczyć czego się będzie można było spodziewać: Nie było źle, ale też nie ujęło mnie nic szczególnego.
No to wchodzimy do hali. Jakiegoś wielkiego tłoku nie ma – to dobrze. Na środku płyty przed sceną ustawiona strefa dla siedzących. Nasze bilety – miejsca stojące. Nie dało się bliżej podejść – no trudno. Przynajmniej byliśmy niedaleko konsolety akustyka-realizatora, co zwiastowało stosunkowo dobre warunki dźwiękowe. A był dreszczyk strachu, bo echo po hali niosło się dosyć mocno. Całe szczęście koncert nie był bardzo głośny, co ograniczało trochę falę odbitą, choć idealnie nie było. To chyba max co da się z tej hali wyciągnąć, chociaż pierwszy raz tam byłem na koncercie i nie mam porównania.
No i koncert – start. Delikatne spóźnienie 15 min. Co się okazało: na scenie trzech wiolonczelistów. A gdzie czwarty? To już się później dowiedziałem, że nie zawsze było ich czterech. Sam koncert bardzo fajny. Były szybko i dynamicznie w thrashowym stylu, było wolno, klasycznie – balladowo. Były żarty, były covery. Ogólnie było bardzo fajnie, chociaż ten gość na wokalu, który się czasami pojawiał, nie powalał ;). Eicca Toppinen ubrany jak James Hetfield w latach 80′: na czarno + białe adidasy – świetne nawiązanie. Pograli 1,5h i do domu. Tyle tylko powiem, o.
A! I pozdro dla człowieka w koszulce Kata & Romana Kostrzewskiego: „Do zobaczenia w piekle”.
Załączony utwór jest trochę mało reprezentatywny z racji gościnnego wokalu w postaci Sandry Nasić z Guano Apes, ale niech będzie.