Castle Party 2021
Post ten powinienem podzielić na kilka, ale niech już będzie w jednym.
W końcu się coś ruszyło w tych pandemicznych czasach i udało się zorganizować pierwszą imprezę masową. Padło na Castle Party – dark independent festival w Bolkowie. Edycję, na którą bilet miałem już od niemal 2 lat i myślałem już, że trzeba będzie czekać kolejny. Na całe szczęście wszystko udało się zorganizować i festiwal się odbył.
Na początek kilka słów co to za festiwal, bo nie każdy może słyszał. Pomimo tego, że sam Bolków to niewielkie miasteczko na Dolnym Śląsku, znajdują się w stosunkowo bliskiej odległości od mojego rodzinnego miasta, to o festiwalu dowiedziałem się dość późno i to zupełnym przypadkiem wynikającym gdzieś z rozmowy. Castle Party jest organizowane od 1994 roku. Najpierw na zamku Grodziec, a od 1997 roku już na zamku w Bolkowie. Festiwal, można powiedzieć, że jest niszowy porównując do innych, ale jedyny w swoim rodzaju. W skrócie: to festiwal subkultury gotyckiej, swoisty karnawał. Uczestnicy przebrani w stroje, niekiedy kompletowane cały rok, wymagające kunsztu i kreatywności. Ludzie niekiedy wyglądający z jak z innego świata, lecz bardzo sympatyczni i przyjaźnie nastawieni. Przyjeżdżają tu z całej Europy. Tego się nie da opisać, ciężko pokazać nawet na zdjęciach. To trzeba po prostu przeżyć. Muzycznie na samym początku nie trafiał do mnie do końca, nic mi większość nazw zespołów poza Closterkeller i kilkoma innymi nie mówiły, lecz stało się to motorem do poszerzenia muzycznych horyzontów, które staram się rozwijać do dzisiaj i można powiedzieć, że coś tam się już orientuję.
Na tegoroczną edycję postanowiłem wybrać się już w czwartek, który nie jest do końca takim festiwalowym dniem. Ludzie się dopiero zjeżdżają, coś tam się już zaczyna dziać na małej scenie, która w tym roku stanęła w nowym miejscu. Byłem tylko na Nowomowie, więc przejdę od razu do piątku. Tutaj byłem na Clicks, Artorisis, Clan of Xymox i Diary of Dreams (o którym pisałem tutaj). Świetne koncerty. No może trochę na DoD było delikatnie za głośno. Na małej scenie w tym czasie był mój ulubiony Tides From Nebula (wspomniane tutaj), który tym razem musiałem odpuścić. Liczę na to, że we Wrocławiu niedługo jakiś koncert się odbędzie. W sobotę byłem na Give Up To Failure, Pink Turns Blue, Closterkeller. Tu się zatrzymam, bo Anja Orthodox przygotowała świetny widowiskowy spektakl z udziałem pokazu zmagań na wiszących szarfach partnerki życiowej swojego syna: zobacz od 4:00. Na żywo robiło większe wrażenie. Następnie odbył się „Suspension Show”. Show związany z podwieszaniem, który co niektórych szokował :). No i na koniec Juno Reactor. Gwiazda dnia, która była rozczarowaniem. Wyglądało to jak skaczący koleś z Soku z żuka do muzyki, która sobie puszczał z Macbooka. Ale sobie poskakałem trochę również i ja :). No i niedziela – ostatni dzień. Sexy Suicide, zapowiadało się bardzo fajnie, a wyszło tak sobie, Lebanon Hanover – bardzo w swoim stylu, lecz bardzo słabo nagłośniona gitara basowa, która jest tutaj główną linią melodyczną. Na koniec świetne zakończenie – Lacrimosa. Bardzo żałuje, że nie pojawiłem się później na H.EXE na małej scenie, ale trzeba było wracać. W ogóle poprzez problemy z dojazdami nie uczestniczyłem w afterach, na które sobie obiecuję pójść już od pierwszej mojej edycji dobrych kilka lat temu.
Podsumowując: świetnie się bawiłem. Było czasem gorąco, czasem deszczowo, ale niczego nie żałuję. Czekam na kolejną edycję i bilet kupuję w ciemno, bo jak nie dla muzyki, to dla ludzi i klimatu warto się tam wybrać. Jeśli jeszcze tam nie byłeś. Przyjedź chociaż do miasta, pod zamek, zobacz jak to wygląda. A jest na czym oko zawiesić (if you know what I mean :)). Zdjęć dużo nie robiłem, bo zawsze tego pełno w Internecie. Skupiłem się głównie na zabawie. Poniżej moje zdjęcia i linki do zdjęć innych.
Kilka moich zdjęć:
Galerie innych:
2 thoughts on “Castle Party 2021”